Wszystkie samochody sportowe, niezależnie od modelu i marki, mają jedną wadę: są samochodami sportowymi. Zanim zaczniesz dziwić się, mówiąc kolokwialnie, o czym pieprzę, wysłuchaj do końca, co mam Ci do powiedzenia.
Pewnego dnia robiłem zakupy w centrum handlowym. Kupiłem książkę, nowy tablet i prezent urodzinowy dla mamy. Mając już to, po co przyjechałem, udałem się w stronę parkingu. Jakież było moje zdziwienie, kiedy idąc w stronę swojego GT3 zobaczyłem trójkę rozwrzeszczanych bachorów, turlających się po masce mojego nowego wozu oraz ich rozradowaną, chyba właśnie tym faktem, mamuśkę. Nie wytrzymałem. Podchodząc od tyłu, spytałem się tej baby (wybacz to pejoratywne określenia), czy ma już swoje zdjęcie? Żebyście widzieli wtedy jej minę, bezcenna. Widząc jak samochód się otwarł, z trudem wyszeptała „przepraszam”, po czym znikła z szybkością światła. No cóż, normalka jak się jeździ Porsche…
W sumie to nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło. Takie sytuacje zdarzają się nad wyraz często, zwłaszcza kiedy poruszasz się niebieskim 911 GT3 ze srebrnymi akcentami, ale to nie jedyny problem, jakiemu właściciele „egzotycznych” maszyn muszą stawiać czoła.
Drugą, równie irytującą, co namolni miłośnicy fotografii rodzinnych, kwestią, są tzw. car-spotterzy. Sam kiedyś byłem car-spotterem, przez co doskonale rozumiem ten pomysł na hobby, jednakże obawiam się, że spotterzy nie są świadomi, iż istnieje pewien konflikt interesów, bo o ile uwiecznianie ciekawych samochodów widzianych na ulicy jest bardzo przyjemne dla samego spottera, to dla właściciela takiego auta, który siedzi za kółkiem, takie przyjemne to to już nie jest, szczególnie jeśli w ciągu jednego dnia zrobią ci nawet 100 zdjęć. Co innego, gdy pojazd jest zaparkowany. Wówczas wracając do auta można np. otworzyć drzwi do ciekawszego ujęcia, jeśli, podobnie jak w Lambo, unoszą się do góry, można też wykonać „przegazówkę” na czyjąś grzeczną prośbę lub nawet ostrzej ruszyć, jeśli w pobliżu nie ma policji… Można wszystko, pod warunkiem, że ktoś nie narusza twojej prywatnej przestrzeni (tak, wnętrze samochodu jest prywatną przestrzenią) tylko po to, żeby zrobić spota i walczyć nim o jakieś durne gwiazdki, czy „Spoty Dnia” na AGS’ie (portal dla spotterów). Co za dużo, to niezdrowo. Przecież tak na dobrą sprawę wystarczy użyć jednego prostego narzędzia, skoro i tak fotografia trafia do edytora zdjęć.
Rozmycie – słyszeliście o czymś takim?
Kończąc kwestię spottingu, wspomnę o jeszcze jednej rzeczy, mianowicie o zamazywaniu tablic rejestracyjnych. Według polskiego prawa stanowią one formę danych osobowych i jeśli nie fotografujemy samochodów „dyplomatycznych”, bądź też jakichkolwiek innych wyłączonych z tego obowiązku, powinniśmy rozmazywać lub usuwać „blachy”. Tak na przyszłość, pamiętajcie o tym.
Dzieci na masce – były, spotting – był, to teraz czas na kolejną wadę posiadania sportowego samochodu, jaką niewątpliwie jest parkowanie. W większych miastach, o dogodnej dla nas porze, znalezienie miejsca postoju graniczy z cudem. Owszem, są liczne parkingi prywatne, ale na większości z nich stan nawierzchni pozostawia wiele do życzenia, przez co boisz się wjechać na taki parking, żeby nie uszkodzić podwozia, które w sportowym wozie może być zawieszone bardzo nisko. Gdy już w końcu znajdziesz dogodne miejsce, musisz zapamiętać numery rejestracyjne samochodów stojących obok ciebie. Dlaczego? Cóż, żyjemy w tak pięknym kraju, gdzie nikogo nie obchodzi cudza własność i tym samym otwierając energicznie drzwi, często zostawia się „pamiątkę” swojej obecności na stojącym obok cacku. Tego przecież nie chcemy, stąd najlepiej „zatrzymać” się w pobliżu jakieś stałej infrastruktury, np. słupa. Co jeśli takiego nie znajdziemy? Wtedy pozostaje nam jedyna „słuszna” opcja, jaką jest pozostawienie pojazdu na polu wyłączonym z ruchu. Rzecz jasna mogą nam to auto odholować, lecz co zrobić, gdy po godzinie szukania znaleźliśmy tylko to miejsce…
Nie wiem jak Wy, ale ja często bywam w centrach handlowych, a to po zakupy, a to załatwiając swoje sprawy. Jeżdżąc samochodem sportowym powinniśmy pamiętać, że infrastruktura parkingowa takiego centrum może okazać się „nieodpowiednia” dla naszego auta, przez co przyjdzie nam zmierzyć się z wysokimi, niczym Mount Everest, progami zwalniającymi, a także podjazdami na wyższe poziomy parkingu ze zbyt dużym kątem natarcia (przetrzemy podwoziem o beton). Jeśli pokonamy te przeszkody, przyjdzie nam znaleźć wolną przestrzeń do zaparkowania. Najlepiej zdecydować się na opcję „1 na 2”, czyli jeden samochód na dwóch miejscach. Wykluczymy tym samym spotkanie z „Januszami parkingu”, o których wspominałem kilka akapitów wcześniej oraz ułatwimy sobie wyjazd. Większością aut sportowych, takich jak moje GT3, niezwykle trudno manewruje się na ciasnym parkingu, szczególnie gdy wjeżdżamy tyłem, toteż często bywa tak, że wjazd na jedno miejsce jest po prostu nie możliwy. Teraz wiesz już, że właściciel „niechlujnie”, twoim zdaniem, zaparkowanego na dwóch miejscach Ferrari, miał ku temu swoje powody.
Na koniec wspomnę o jeszcze jednej bardzo ważnej kwestii, z której wielu ludzi, zanim na własnej skórze nie doświadczy, czym jest wóz sportowy, nie zdaje sobie sprawy. Dotyczy ona samego zakupu maszyny o wyśrubowanych osiągach. Pomijając trudy dnia codziennego, musisz mieć świadomość, że życie z samochodem sportowym nie należy do łatwych, albowiem takie auto będzie Cię bezustannie kusić, pragnąc tylko jednego – twojego zapomnienia. Żeby to zrozumieć, wyobraź sobie, że jesteś łasuchem (może nawet jesteś nim naprawdę, ale to nie istotne) i nagle ktoś zamyka Cię w pokoju pełnym twoich ulubionych ciast, lodów i deserów. Możesz zjeść wszystko, lecz jeśli się zapomnisz, pękniesz z przejedzenia. Tak właśnie czujesz się w każdym (prawdziwym) aucie sportowym. Wsiadasz, zapinasz pasy, odpalasz silnik i w tej samej chwili znajdujesz się w takim samym pokoju, co łasuch. Musisz przede wszystkim pamiętać, że jesteś na drodze, a nie na torze wyścigowym. To właśnie największa wada „sportowców” – wydobywają z nas pierwotne potrzeby przeżycia przygody, które pragniemy zaspokoić. Nie można im w żaden sposób ulec, gdyż jeśli tak się stanie, skutki mogą być bardzo nieprzyjemne, wręcz tragiczne.
Kończąc, nasuwa mi się tylko jeden wniosek, podsumowujący ten dzisiejszy wywód. Jeśli was stać, nie kupujcie samochodów sportowych. Są z nimi same problemy!